czwartek, 3 października 2019

TUNISIA 2019 / Djerba

O raju o raju jaki wielki come back na blogspota! Nie zaglądałam tutaj chyba od roku, bo nawarstwiły się różne sprawy, które spowodowały, że blog umarł śmiercią naturalną :D Jednakże z powodu wakacji postanowiłam go trochę ożywić i pomyślałam sobie, że może moje wypociny się komuś przydadzą :)

Nie planowałam w tym roku nic konkretnego, podczas gdy moja rodzina miała ten wyjazd już klepnęty od stycznia. Ja zdecydowałam się dość spontanicznie, bo na dwa miesiące przed wylotem. Oczywiście musiało być trochę pod górkę - a bo podobno ostatnie miejsce w samolocie i trzeba sę szybko decydować, a to cena wyższa, a to, że nie można na tydzień jakie było moje pierwotne założenie tylko od razu trzeba robić na dwa tygodnie. NO OK! Koniec końców wszystko skończyło się dobrze i można było odliczać dni do wyjazdu. Zawsze jak gdzieś jadę to lubię być zorientowana co warto zobaczyć, gdzie itp. tak w tym przypadku dosłownie ani razu nie zajrzałam do internetu żeby chociaż troszkę przygotować się do wyjazdu.
Przygody zaczęły się już od samego pobytu na lotnisku, gdzie w ostatniej chwili zmienili nam numer bramki i musieliśmy lecieć szukać tej odpowiedniej. Czułam się jak w Kevinie, gdy całą rodziną śpieszyli się na samolot do NY. Gdzieś z tyłu głowy miałam myśli, że nie zdążymy, zamkną nam drzwi przed nosem i jedyne gdzie będziemy mogli polecieć to na Dworzec Centralny w Warszawie...
No ale udało się! Zajęliśmy swoje miejsca w samolocie i ze słuchawkami z arabską muzyką w tle rozpoczęliśmy nasz 2,5 godzinny lot na tunezyjską wyspę Djerba.


Po wylądowaniu też nie mogło się obyć bez jakiś dziwnych akcji. Najpierw pijana babeczka zrobiła piękną cofkę na środku lotniska, a potem przy autobusie odwożącym nas do hotelu jakiś złodziej ukradł jednej Polce cekinowy sweter, a Polakowi rozciął nożem plecak - na szczęście nic więcej mu nie zaginęło, ale pierwszą moją myślą było 'kuuuuufa i jak tu wytrzymać dwa tygodnie w takiej dziczy?' Po drodze z autobusu było podziwianie pierwszych widoków i też kurcze nic specjalnego. Pierwsze co rzuciło się w oczy to straszny brud. Wszystkie śmieci walały się po ziemi. Papierki, worki, plastikowe butelki. Cieszmy się, że u nas w Polsce są ludzie odpowiedzialni za zapierdzielanie w nocy byśmy rano do pracy mogli iść po czystej ulicy. No ale ja nie o tym :D Po ok 30 minutach dotarliśmy do naszego hotelu o jakże wdzięcznej nazwie Al Jazira Beach & Spa. Niby tylko 3 gwiazdki, ale opinie miał niesamowicie dobre - no więc czas przetestować! Na wejściu powitalny choć bezalkoholowy drink i skucie nas opaskami all inclusive :D Obsługa na pierwszy rzut oka przyjemna, jednakże nasza dużą rodzinę rozdzielili na zupełne różne końce hotelu, więc po odbyciu dość intensywnej rozmowy w recepcji koniec końców poszło po naszemu :D Bądź co bądź byliśmy dość zmęczeni, zdenerwowani, głodni i hotel pierwsze wrażenie sprawił baaaaardzo negatywne. No to co robi statystyczny Polak po przybyciu na wakacje? Idzie do baru żeby trochę się nabombić :D Tak też uczyniliśmy i kiedy w głowie już szumiało na parkiet wziął mnie animator, którego nazwałam Bobem Marleyem ze względu na jego dredy :D Po nakurwieniu niezłego pasodobla i zamknięciu imprezy każde z nas poszło trochę wypocząć, a ja następnego dnia obudziłam się z moralniakiem dlaczego tak bardzo skompromitowałam się na tym parkiecie... Jednak przygoda dopiero miała się zacząć:D


Pierwszy dzień miał być dniem odpoczynku, więc tylko ogarnęliśmy najbliższy rejon i skupiliśmy się na basenie i barze.










W piątkowy wieczór odbyły się wybory miss hotelu - jako, że dzień wcześniej tak tańcowałam z tym animatorem to już mnie zapamiętał i wziął z tłumu do udziału w konkursie hahaha :D Było pięć kobiet, a każda z nich reprezentowała różne państwo. No i mieliśmy Rosję, Czechy, Francję, Polskę oraz Tunezję ( ale tą chyba koniec końców też kobieta z Francji reprezentowała ) no nie ważne :D W jury zasiadło dwóch facetów - jeden z Rosji, drugi z Francji, ale jednak się okazało, że Polak :D Dobrze, że mam nagrane filmiki z tego wydarzenia, bo śmiechu było co nie miara a sam show trwał ponad godzinę. Człowiek zdążył się spocić jak świnia, bo scena anfiteatru była oświetlona dość dużymi reflektorami. Pierwszą konkurencją był taniec w rytm piosenki 'Hey Sexy Lady' i przybranie trzech seksownych póz angażując w to krzesło :D Następnie każdy musiał zaśpiewać piosenkę w ojczystym języku, a potem ten sam fragment trzymając w ustach dwie kostki lodu. Spróbujcie na sobie i zobaczcie jak bardzo człowiek się wtedy zmienia :D Najgorszy był taki chwilowy zanik 'kurwa nie znam żadnej polskiej piosenki, którą mogłabym zaśpiewać!' Ostatecznie stanęło na jakże oryginalnym kawałku pt. Miłość w Zakopanem :D Kolejną konkurencją było odegranie scenki porannego wstawania i załatwiania potrzeb fizjologicznych. Szef animatorów robił beatbox i podkładał nam dźwięki, do których mieliśmy udawać. Wszystkie z kandydatek dostały zaprezentowanie jak robią dwójkę, a że ja wcześniej podczas przedstawiania się powiedział, że moim hobby jest między innymi imprezowanie to szanowny animator podłożył mi trudne dźwięki dnia następnego i musiałam odegrać jakże trudną rolę wymiotowania do krzesła udającego kibel hahahaha :D no ale dzięki temu zostałam zapamiętana od razu :D Ostatnim zadaniem - tutaj stricte fizycznym było przesunięcie paczki papierosów piłką do tenisa, którą mieliśmy przywiązaną w talii. Najważniejsze były ruchy posuwiste :D Tutaj z moją kondycja wypadłam dość słabo + to, że miałam bardzo obcisły kombinezon, który bałam się, że po prostu strzeli przy każdym intensywniejszym ruchu hahaha :D Finalnie jury podjęło decyzję, że wszystkie kobiety wygrywają i wszystkie dostałyśmy po winiaczu. Jeśli chodzi o winiacza to stwierdzam, że warto było walczyć hahaha :D


W naszym hotelu nie dało rady się nudzić. Ja wzięłam ze sobą trzy książki, bo myślałam, że nie wytrzymam dwóch tygodni, a nie przeczytałam żadnej. Animatorzy od samego rana zapraszali osoby do uczestniczenia w różnych aktywnościach - joga, joga w morzu, aquaeorbic, gimnastyka, strzelanie z łuku, strzelanie z lotek, nauka tańca, siatkówka, piłka w wodzie. Do wyboru do koloru! Na początku korzystaliśmy z prawie wszystkiego, a potem już daliśmy sobie na chill :D dla mnie najlepszy był aquagym i lotki :D





Na wieczorną kolację powinien być dresscode - oczywiście nie był on obowiązkowy, ale super było wynajdować ciuchy tak aby dopasować je pod dany dzień. Np. motyw przewodni dżins, biel, czerwień + czerń. Dwa razy w tygodniu odbywały się kolacje na dworzu, gdzie wszyscy w sumie ruszali od razu na początek, więc były dzikie tłumy. W środę był tzw. wieczór tunezyjski z paradą w tutejszych szatach, słuchaniem ich muzyki itp. a w sobotę motywem przewodnim była biel + były cotygodniowe podziękowania dla obsługi kuchni i restauracji, że robią taką dobrą robotę. No i nie dziwię im sie, bo sama pracowałam kiedyś na kuchni, więc wiem jaki to jest zapierdziel, a co dopiero w takim hotelu, gdzie jednocześnie jest tylu gości.
Także pierwszą sobotę wakacji spędziliśmy na biało, ale nie zostaliśmy do końca, bo kolejnego dnia pobudka po 4 rano, by przed 6 ruszyć na podbój Sahary! Czyli Sahara wycieczka dwudniowa <3








Pobudka była już o 4 rano, by chwilę po 5 wyruszyć w podróż na tunezyjski ląd. Pierwszym przystankiem było wyschnięte jezioro Chott El Jerid czyli Wielki Szot. Po wyjściu z autobusu uderzyło w nas suche i gorące powietrze. To tutaj piasek łączy się z najprawdziwszą solą ( wiem, bo próbowałam hahaha ) Samo miejsce przypominało mi trochę Dolinę Śmierci z USA. Ogromny teren i trzeba było uważać, żeby nie zapuścić się za daleko. 






Tutaj nasz szalony kierowca :D To on nas wszędzie woził - a jak mieliśmy rajd jeepami po trasie przejazdu rajdu Paryż Dakar to odjebał taką jazdę, że w pewnym momencie otworzył drzwi od strony kierowcy w cały czas pędzącym aucie i wyszedł na chwilę, by jechać na stojąco! To trwało dosłownie chwilę, ale adrenalina sięgneła zenitu :D Na szczęście wszystko dobrze się skończyło! Sam rajd to też mega frajda - kto ma instagrama i śledził relację na bieżąco ten widział jak się darłyśmy :D podjazd pod górę piachu, spad w dół, jazda bokiem - normalnie istny HARDCORE i polecam wszystkim! :D


Podczas naszej wycieczki odwiedziliśmy małą wioskę i oazę zarazem o nazwie Chebika - podobno tutaj nagrywano 'W pustyni i w puszczy'. Na początku były piękne widoczki. Palmy ulokowane w dole, szczyty wynurzające się w niebo. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że trochę sobie pochodzimy :D Najpierw pod górę w początek pasma górskiego Atlasu. Byliśmy również dosłownie kawałek od granicy z Algierią. Po chwili rozpoczęliśmy schodzenie w dół po kamieniach gdzie dosłownie centymetry dalej płynął mały wodospad. Ja już wtedy bałam się wyciągnąć telefon i robić zdjęcia, bo z moim szczęściem byłyby to sekundy jakbym się poślizgnęła i zaliczyła piękną glebę w wodzie :D Nie zbyt przepadam za górami, więc schodziłam dosłownie przyklejona do kamieni. Dzięki ci panie, że miałam adidasy, bo moja ciocia była hardkorem i pokonała tę trasę w klapkach :D











Czy wspominałam już, że po hardkorowej jeździe skończyliśmy nasz rajd w miasteczku, gdzie kręcili Gwiezdne Wojny? Mnie ten film kompletnie nie rusza, więc nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia :D Jedyne co było tam za dużo natrętnych handlarzy oferujących dosłownie wszystko i latających za Tobą z wielbłądem... Ale bądź co bądź może to być jakaś gratka dla fanów, bo jakiś chłopak oświadczył się tam swojej dziewczynie :D Pewnie oboje uwielbiali Star Wars. Ciekawa jestem... Skoro ja kocham Kilera to jak mi się kiedyś potencjalny kandydat oświadczy? Hahahaha :D




Potem było jeszcze wejście do zoo, ale my się nie skusiliśmy. Czy wiecie, że w Tunezji jest 50 milionów palm daktylowych? Mieszka tam ponad 10 milionów ludzi, więc statystycznie każdy człowiek ma dla siebie 5 palm :D Ekstra! 
Po całym dniu pełnym wrażeń - spoceni i brudni od piachu wróciliśmy do hotelu ( podczas wycieczki mieliśmy nocleg w 5 gwiazdkowym, ale nie umywał się on do naszej trójeczki - nie było tam żadnych atrakcji, muzyki itp. Jedynym plusem był basen otwarty przez całą noc :) ) 

Kolejnego dnia znów pobudka przed świtem, bo mieliśmy zobaczyć wschód słońca, ale te zrobiło nam psikusa i schowało się za chmurami. Zobaczyliśmy za to źródło z gorącą wodą termalną i wyobraźcie sobie, że jakiś tunezyjczyk spokojnie zażywał sobie porannej kąpieli w niej? Szósta rano, naokoło grupa turystów, a ten na spokojnie się moczy z mydełkiem na podstawce. Tak trzeba żyć! :D



Jakoś przed 8 rano dojechaliśmy do głównego celu wycieczki w tym dniu - przejażdzka po Saharze! Do wyboru były quady lub wielbłądy - tylko 2 osoby wybrały zwierzaki :D Ja się trochę cykałam, że wielbłąd nie udźwignie takiej kruszynki jak ja hahaha i koniec końców nawet nie wsiadłam na chwilę, żeby sobie zrobić zdjęcie :D Ale to nic nie szkodzi! Kolejny powód aby wrócić w to miejsce :)
Nie wiem czy wspominałam ale jestem totalna dupa wołowa jeśli chodzi o jakiekolwiek sporty ekstremalne, wydarzenia związane z adrenaliną. Boję się i nie lubię także w tym przypadku pozwoliłam sobie być pasażerem na quadzie :D Najpierw ruszyliśmy dość spokojnie, a potem mogliśmy dodać gazu :D jednakże musieliśmy jechać w rzędzie dla naszego bezpieczeństwa, ale na zakrętach było ostro :D Po dotarciu w głąb Sahary mieliśmy trochę czasu wolnego na zrobienie zdjęć i poleżeniu na piasku. Olaboga! W tym miejscu zakochałam się bez dwóch zdań. Ogrom otaczającej mnie natury zrobił piorunujące wrażenie. Niby to tylko piasek, ale sam jego dotyk powodował, że miałam wrażenie, że dotykam jakiegoś materiału a nie piachu. Piasek z pustyni można wywozić z Tunezji, więc wzięliśmy trochę na pamiątkę :) W momencie kiedy nasz przewodnik już nas nawoływał do powrotu na quady do dalszej drogi ja oczywiście byłam ostatnia - a bo to jeszcze zdjęcie, jeszcze filmik itp. No i żeby trochę przyśpieszyć postanowiłam podbiec jakieś 20 metrów. Dlatego właśnie bieganie to takie zło, bo gdy się rozpędziłam i zbiegałam z niskiej górki piachu to nogi odmówiły mi posłuszeństwa, potknęły się jedna o drugą, a ja pięknie runęłam przed rządkiem stojących quadów na widoku wszystkich, gotowych do odjazdu turystów ahahhahahaha. Twarz zatrzymała się jakieś 20 centymetrów od pojazdu, więc szczęście w nieszczęściu, że nie rozbiłam gęby :D W każdym razie kolano zdarte, teraz już z blizną, a napuchnięte zostało aż do końca wakacji :D










Z Sahary pojechaliśmy do takiej małej wioski - niestety nazwy nie pamiętam :( na mini rynek i picie herbaty z rozmarynu. Tam była również wieża widokowa, z której roztaczał się 360 stopni taras widokowy. Na wiosce panowała cisza - było słychać tylko pianie koguta i dwójkę dzieci, które biegały za piłką. Przez chwilę człowiek tak na to patrzył i miał wrażenie, że świat się zatrzymał.


Następnie udaliśmy się do chatki Berberów. Berberowie to rdzenni mieszkańcy północnej Afryki i to dopiero tutaj świat się zatrzymał! Mieszkają oni w jaskiniach. Ale takich najprawdziwszych! To miejsce też mi się niesamowicie podobało. Mają oni swój dziedziniec - łazienka jest kawałek dalej. W sumie o ile można to nazwać łazienką - zwykła toaleta, plus wąż do kąpieli. Jednakże mają oni pociągniętą kanalizację, prąd, a nawet telewizję i internet! W każdym razie, każdy pokój zajmuje osobną mini jaskinię. W salonie nie było żadnej kanapy, ani foteli tylko materace wraz z poduszkami a to wszystko położone na dywanie. Gospodyni domu ugościła nas ręcznie pieczonym chlebem z mąki, którą sama przesiała wraz z miodem z oliwą.
Tak sobie myślę, że chciałabym się zatrzymać w takim miejscu na weekend i sprawdzić czy byłabym w stanie tak egzystować, bo do momentu kiedy człowiek nie widział takiego czegoś na własne oczy to nie myślał, że są ludzie, którzy tak żyją i że są naprawdę szczęśliwy z tego co mają, bo skupiają się na zupełnie innych rzeczach niż my Europejczycy.





Odwiedziliśmy również słynny hotel w miejscowości Matmata, gdzie również nagrywano Star Wars i jest nawet salka z gadżetami i zdjęciami z planu filmowego.


Alfabet berberów





Wioska Toujane ( czyt. Tuzin ) która ze względu na swoją lokalizację w porze jesienno zimowej jest praktycznie odcięta od świata, bo górskie drogi są zalane przez wodę. Krajobraz jak z innej planety! Sama jazda autobusem pod górę, baaardzo krętą drogą również należała do hardkorowych przeżyć tejże wycieczki :D




Po dwóch intensywnych dniach wróciliśmy do naszego hoteliku i naszej loży szyderców. Byliśmy największą grupą, która jednocześnie przebywała na terenie hotelu, więc czasem był kłopot z leżakami lub z ogarnięciem stolika w restauracji, ale jak już potem udało nam się znaleźć swoje miejscówy to nikt ich nie ruszał - tak jakby wiedzieli, że nasze hahaha :D


Ogólnie większość czasu spędzaliśmy przy basenie i barze, bo morze mamy blisko, a większość dni w morzu było dużo pływających alg. Jednak w momencie kiedy woda wyglądała jak Malediwy musieliśmy z tego skorzystać i zrobić również całą sesję :D Djerba leży nad Morzem Śródziemnym, więc woda była bardzo słona. Trzeba było uważać na drobne ranki i żeby woda nie dostała się do oka.














Wieczór jak codzień - Jeden w ananasach a druga w diamentach :D


Daktyle rosnące na palmie - tutaj wybraliśmy się na Farmę Krokodyli. Bogata roślinność, trochę zwierzątek i jeszcze więcej krokodyli - ale z nich bydlaki :D Byliśmy akurat na karmieniu, więc to jak sobie chrupały kosteczki w mięsie powodowało, że nie chciałoby się stanąć z takim krokodylem twarzą w twarz :D Na samym końcu wycieczki można było zrobić sobie zdjęcie z małym krokodylem. Zdjęcie zrobiłam, ale ogólnie nie podobał mi się ten proceder, bo ten maluch był przerzucany z rąk do rąk. Chociaż jakiś facet powiedział, że one podobno nie odczuwają żadnego stresu. Przy tej myśli pozostanę!



Drzewko z oliwkami


A tak rosną sobie granaty






Gdzie jest król? :D





Gdy temperatura osiągała ponad 35 stopni najlepszym miejscem był basen :D






Stolicą wyspy jest Houmt Souk - urokliwa wieś z pięknymi, niebieskimi drzwiami, ogromnym bazarem i muralami ( niestety tych ostatnich nie udało nam się zobaczyć )




Zakochałam się w tych ręcznie robionych koszykach. Większy jest takim typowym koszykiem, z wyściółką, z haftami i jest taki bardziej RICZBICZ natomiast ten bardziej trójkątny jest pleciony z palmy. Szkoda, że nie możecie dotknąć jego tekstury. Zupełnie inna niż koszyki z sieciówek. Wytargowałam go za 20 dinarów czyli jakieś 28zł! Największą frajdę sprawiało mi właśnie targowanie się :D Szkoda, że u nas tego nie ma. Wchodzisz do takiego H&M i widzisz sukienkę za 100zł
- daję 60zł
- nie nie 60zł, minimum 85zł
- 85zł to za dużo, dam 65zł
- nie, w takim razie 75zł
- wciąż za dużo

PO CZYM ODCHODZI...

- ok dobra dobra niech będzie 65zł 

:D:D:D





Pewnego wieczora wybraliśmy się na palenie sziszy. Ja palić nie lubię, nie umiem się zaciągać i w ogóle fuj. Tutaj całe moje towarzystwo nie pali fajek ani nic, a przy sziszy mieliśmy radochę jak małe dzieci. Dobrze, że w salce byliśmy sami, bo obcy ludzie pomyśleliby, że wariaci :D








Zawsze w środy i soboty kolacja dla całego hotelu była na dworze. No i jak w restauracji było to w godzinach 19.30 - 21.30 więc ludzie przychodzili o różnych porach, tak te w plenerze były na 19.00 i wtedy można było zobaczyć wszystkich gości hotelowych. W środy zawsze był dzień tunezyjski czyli parada w jakiś ich szatach, w rytm muzyki i tunezyjskie tańce ( zdjęcia w kieckach z parady będą w dalszej części postu ) Natomiast w soboty była kolacja z białym dresscodem, śpiewaną muzyką na żywo i paradą pracowników z kuchni i restauracji oraz podziękowania dla nich. Bądź co bądź robili zajebistą robotę żeby wykarmić taką ilość nienasyconych ludzi podczas all inclusive :D No nie oszukujmy się.... Kto na allu zjada jeden talerz?:D




Poszłam na balety... I nie wiem co mi strzeliło do głowy żeby ubrać neonowy kostium kąpielowy. No ale cóź - zawsze marzyłam o tym by świecić w ciemności hahaha :D



Jednego dnia całą ekipą wybraliśmy się na lot balonem! Jak wcześniej wspominałam jestem cykorem, więc tutaj myślałam, że się popłacze ze strachu i przed startem żałowałam, że się zgodziłam. Aż w końcu ściągnełam oksy bo się bałam, że je zgubie i pozwoliłam się dać zapiąć do tejże maszyny! Jak ruszyliśmy to było jeden wielki krzyk, ale jak już lecieliśmy nad wodą z widokiem na wyspę to myślałam, że się posikam ze szczęścia tak było pięknie! To jest właśnie taki moment, z którego nie masz zdjęć, ani filmików a wszystkie widoki zostały w Twojej pamięci i to jest najpiękniejsze <3




W hotelu było dużo Polaków, Francuzów, Czechów, Rosjan a także turystów z Afryki - naprawdę piękny misz masz i w sumie nie było żadnych spin. Na poniższym zdjęciu fantastyczni Polacy z Łodzi i ze Śląska - jeżeli to czytacie to wiedzcie, że naszych melanży nie zapomnę do końca życia :D


Mieliśmy też tradycję skakania w ciuchach do basenu o północy... Tak na zakończenie dnia :D Do momentu kiedy nie skoczyłam wraz z kluczem do pokoju... Na szczęście udało się go wyłowić hahaha :D




Ostatniego dnia naszego pobytu mieliśmy wybrać się w rejs statkiem pirackim na wyspę Flamngów. Pierwszy termin nam nie wypalił, bo był za duży wiatr i żadne statki nie wypłynęły natomiast drugi raz również nie wypalił i ze względu na małe nieporozumienie z potwierdzeniem wycieczki zostaliśmy olani i autobus po nas nie przyjechał :D No ale trudno! Nic się nie stało, bo to kolejny pretekst aby wrócić w to samo miejsce w 2020 roku, bo było MA GI CZNIE!










Dziękuję Ci Tunezjo za wspaniałe dwa tygodnie. Za piękne wspomnienia i możliwość poznania tylu fantastycznych ludzi. Dawno nie pamiętam, żeby być tak szczęśliwym przez cały okres wakacji. Człowiek miał zupełnie inne wyobrażenie o tym kraju, o jego mieszkańcach a dopiero własne doświadczenia zweryfikowały te myśli. Dziś minął tydzień od powrotu do Polski, gdzie uderzył w nas chłód i smutne twarze na ulicach, a ja wciąż żyje tymi wspomnieniami, ciepłem i arabskimi piosenkami na telefonie :D Oj coś czuję, że jeszcze przez długi okres czasu tak mnie będzie to trzymało :D A teraz co? Nic tylko odkładać kasę, by za rok znowu tam zawitać! 

<3



1 komentarz: