Tytuł posta nawiązuje do hasła na naszym campie, które ma mówić o tym, że sobie pomagamy, sprzątamy i w ogóle tworzymy jedną wielką rodzinę :D Czas pędzi tutaj niesamowicie szybko! W czwartek pod wieczór na obiad zrobiliśmy 'pizza party' i przyrządziliśmy kilka rodzajów domowej pizzy. Ja skusiłam się na tę z brokułami i oczywiście hawajską :D Wieczorem, jeszcze przed przyjazdem dzieciaków postanowiliśmy spędzić trochę czasu razem i wybraliśmy się do amerykańskiego baru na karaoke :D Rzadko kiedy odwiedzam takie miejsca w Polsce, a tym razem tutaj wybawiłam się niesamowicie :D Wszyscy śpiewali i to całkiem na trzeźwo :D Nagraliśmy trochę filmików, zdjęć - jednak tylko telefonem, bo jak na złość na ten wieczór cała moja elektronika się wyładowała ;O Wróciliśmy dość późno i następnego dnia ciężko było wstać z łóżka. W piątek z kolei po przygotowaniu śniadania i lunchu zapakowaliśmy się w samochód i udaliśmy do małego miasteczka w celu wyrobienia social security number. Jakaś karta z numerem, która jest potrzebna nam do pracy :D Po drodze oglądałam góry, gładką drogę i amerykańskie ciężarówki :D Wracając na camp chciało nam się pić, więc wstąpiliśmy na stację benzynową, gdzie skusiłyśmy się na napoje herbaciane firmy Arizona. Są tutaj bardzo tanie. Ogromna puszka - 680ml to koszt aż 0,99$ :D Warto pamiętać, że w Ameryce prawie wszystko jest inne :D tzn. rozmiarówka, temperatura w F a nie C, wysokości w stopach, pojemności w galonach a odległości w milach. Można się szybko pomylić :) Po powrocie pomogłyśmy przy obiedzie - takie z nas dobre pracownice! :D A potem już tylko wolny wieczór i odliczanie przed sobotą - sądnym dniem, w którym prawie 100 chłopców zawitało na nasz camp :) Było dość pracowicie, a wieczorem na naszej stołówce było tłoczno i głośno :D Dzieciaki jak to dzieciaki, grzeczne i kulturalne. Proszę i dziękuję to słowa, których używają najczęściej w stosunku co do nas :D No i jeszcze oczywiście 'czy mogę prosić dokładkę jedzenia?' xD W niedzielę obudził nas siarczysty deszcz i 12 stopni na zewnątrz. Nawet na kuchni i stołówce było zimno :< Za to przyszły nasze koszulki - uniformy z logo campu. Sesja musiała być :) Wieczorem, jak co niedzielę robiliśmy grilla. Dzieci ustawione w kolejce po kolei brały co chciały od każdego z nas. Zaczęły od talerzyków, potem bułki, mięso, sosy, warzywa. Ja serwowałam kukurydzę i nie mogłam nie zażartować z niektórych dzieci xD Prawie płakałam ze śmiechu, gdy widziałam ich zaskoczone miny :D wszystko wyglądało mniej więcej tak:
-would you like to have a corn?
-yes, please.
-3 dollars
-????!!!
hahaha głupi humor :D Robby podzielał mój entuzjazm, podczas gdy jego sałatka ziemniaczana nie cieszyła się dużym zainteresowaniem ( ziemniaki + jajko + cebula + majonez = rewolucja :D ) Po grillu zerknęłyśmy na co wieczorny apel i zbiórkę :) Fajnie się to oglądało :) Zdjęcie w płaszczu przeciwdeszczowym jest moim ostatnim zdjęciem zrobionym telefonem gdyż umarł :( Zepsuło się wejście USB i nie mogę go naładować. Ale już nowy jest kupiony i na dniach mój kochany tata mi go wyśle :D Także mam kilku - kilkunastodniowy odwyk od telefonu :D Aż dziwnie! Wczoraj jeden z naszych kolegów obchodził 18 urodziny, dostał od nas ciasto ze świeczką, a wieczorem świętowaliśmy przy ognisku. Dziś już jestem po pracy - u mnie dopiero popołudnie :D Czeka mnie wolny wieczór i jutrzejszy - również wolny dzień! :D Mam nadzieję, że pogoda dopisze :) Wam zostawiam trochę zdjęć do obejrzenia i życzę dobrej nocy :)
wtorek, 30 czerwca 2015
czwartek, 25 czerwca 2015
jak ten czas szybko płynie.
Hej! Ostatnio było trochę cicho na blogu, ale to wszystko z tego względu, że coraz więcej się dzieje i mimo codziennej pobudki o 7 rano i bardzo długiego dnia, nie mam czasu na przesiadywanie na kompie :) Staram się korzystać jak najwięcej - spędzać czas z innymi ludźmi, osłuchiwać się z językiem ( Amerykanie mówią baaardzo szybko :D a gdy słyszą jak mówię po polsku to się dziwią dlaczego my rozmawiamy tak szybko :D ) Prawie wszędzie noszę ze sobą aparat żeby uwieczniać te wszystkie wspólne chwile. I tak oto zaczniemy fotorelację z Ameryki z niedzielnego dnia, kiedy to praktycznie nie było nic konkretnego do zrobienia na kuchni, a popołudniu na obiad były burgery i hot dogi z grilla. Prawdą jest, że hot dogi w USA są przepyszne! :D Jak już wcześniej wspominałam Amerykanie są bardzo miłym i pomocnym narodem. Za wszystko ci dziękują. Nawet kiedy to Ty przyniesiesz im brudne naczynia do zmywania, to oni podziękują Ci za to, że się pofatygowałaś i je przyniosłaś :) Ostatnio byłam sama na kuchni i musiałam tym głodomorkom wydać śniadanie i lunch. Jakie było moje zdziwienie, gdy po lunchu jedna osoba wyszła na środek, aby powiedzieć, że dziękują mi za pyszne jedzenie i wszyscy zaczęli bić brawo :O Byłam w szoku, ale było mi niesamowicie miło, że moja praca została doceniona w taki sposób :) Po niedzielnym grillu udaliśmy się nad jezioro, gdzie prawie wszyscy korzystali z możliwości pływania - ja niestety nie mogłam ze względu na kobiece dni :( Jednakże bycie DJem i operatorem kamery naraz sprawiło mi również tyle samo przyjemności :D
W poniedziałek był chyba najbardziej pracowity dzień odkąd tutaj jestem. Oprócz wydawania posiłków dostaliśmy dużą dostawę produktów spożywczych i chemicznych, którą trzeba było rozmieścić w odpowiednich miejscach. Dźwiganie 20 kilku kilogramowych worków z ziemniakami spowodowało, że pot po tyłku się lał :D Szczególnie, że na zewnątrz temperatura wynosiła ponad 30 stopni. Jedyne o czym marzyłam to tylko i wyłącznie chłodny prysznic. Wieczorem udałam się do naszego punktu spotkań, by wysłuchać campowych piosenek. Dostałam śpiewnik, ale niestety nie nadążałam śpiewać. W końcu słyszałam je dopiero po raz pierwszy :) Bob grał na pianinie, staff śpiewał, ale gdy usłyszałam jak wszyscy razem śpiewają piosenkę na dobranoc to tak się wzruszyłam, że jestem częścią tej drużyny, że aż miałam łzy w oczach :D Aj Stefan ty wrażliwcu! xD Wieczorem przyjechały kolejne dziewczyny z Polski, więc poszłam się przywitać i spędzić z nimi trochę czasu :)
A co we wtorek? Deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz, który trochę pokrzyżował nasze plany. Mieliśmy popłynąć na wyspę na jeziorze, by rozłożyć namioty i spędzić tam noc. Jednak prognozy przewidywały burze, więc wysepkę zamieniliśmy na las. Po zjedzeniu lunchu wszyscy poszliśmy na zbiórkę, zabraliśmy odpowiednie sprzęty i ruszyliśmy w drogę. Ja w namiocie to spałam ostatni raz chyba z 10 lat temu :D jestem typem 'wygodnika' i jak gdzieś jadę to wolę spać w łóżku i mieć normalną łazienkę :D No ale na campie jestem po to żeby próbować nowych rzeczy! Także rozbiliśmy nasz namiot. Polish team składający się z 3 dziewczyn spał w namiocie dwuosobowym - a co tam! Raz na jakiś czas można być tortillą xD Na początku mieliśmy parę gier - zupełnie jak w szkole :D Staff trenuje je po to, żeby można było zabawiać dzieciaki, które przyjadą. Najpierw dobieranie się w pary, gdzie jedna z osób ma zasłonięte oczy, a druga ją prowadzi do danego drzewa i ta pierwsza musi tak to drzewo 'wymacać' żeby po powrocie wiedzieć, które drzewo było jej. Mój Jessy zgadł od razu! :D Potem gra polegająca na pytaniach i robieniu kroków do przodu jeśli jest się na tak. Moje pytanie czy lubisz jedzenie z kuchni Mowglis zebrało oklaski i same kroki do przodu xD juhuuu haha :D Następnie wzięliśmy się za przyrządzanie obiadu, oglądaniu jak jeden środek chemiczny powoduje zabicie wszystkich bakterii w wodzie pobranej ze źródła, relaksowaniu się, rozmawianiu i uczeniu Amerykanów brzydkich słów po polsku :D Dla mnie jest to niesamowicie śmieszne, a zarazem słodkie jak oni łamią sobie język próbując mówić w naszym języku - ale doceniam to niesamowicie! :D Wieczorem zrobiliśmy ognisko i robiliśmy pianki z ogniska :D Mówiąc szczerze z ogniska konsumowałam ją pierwszy raz i zasłodziłam się strasznie xD Stwierdziłam, że już raczej drugi raz jej nie zjem haha :D Jakoś po 23 nasz namiot poszedł spać. Każdy w sumie liczył na burzę w nocy, ale jej nie było :O Mi się za to śniła :D Następnego dnia czyli dzisiaj :D Mam wolne! Pierwszy raz odkąd tu jestem dzień totalnie wolny, gdzie mogę tylko patrzeć jak szykują jedzenie dla mnie, a nie szykować jedzenie dla nich :D Dziewczyny też miały wolne przedpołudnie więc udałyśmy się nad jezioro poopalać i porobić zdjęcia. Pogoda jest przepiękna! :) U Was już noc, a my jeszcze trochę pokorzystamy z wolnego czasu :D BUZIAKI :**
W poniedziałek był chyba najbardziej pracowity dzień odkąd tutaj jestem. Oprócz wydawania posiłków dostaliśmy dużą dostawę produktów spożywczych i chemicznych, którą trzeba było rozmieścić w odpowiednich miejscach. Dźwiganie 20 kilku kilogramowych worków z ziemniakami spowodowało, że pot po tyłku się lał :D Szczególnie, że na zewnątrz temperatura wynosiła ponad 30 stopni. Jedyne o czym marzyłam to tylko i wyłącznie chłodny prysznic. Wieczorem udałam się do naszego punktu spotkań, by wysłuchać campowych piosenek. Dostałam śpiewnik, ale niestety nie nadążałam śpiewać. W końcu słyszałam je dopiero po raz pierwszy :) Bob grał na pianinie, staff śpiewał, ale gdy usłyszałam jak wszyscy razem śpiewają piosenkę na dobranoc to tak się wzruszyłam, że jestem częścią tej drużyny, że aż miałam łzy w oczach :D Aj Stefan ty wrażliwcu! xD Wieczorem przyjechały kolejne dziewczyny z Polski, więc poszłam się przywitać i spędzić z nimi trochę czasu :)
A co we wtorek? Deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz, który trochę pokrzyżował nasze plany. Mieliśmy popłynąć na wyspę na jeziorze, by rozłożyć namioty i spędzić tam noc. Jednak prognozy przewidywały burze, więc wysepkę zamieniliśmy na las. Po zjedzeniu lunchu wszyscy poszliśmy na zbiórkę, zabraliśmy odpowiednie sprzęty i ruszyliśmy w drogę. Ja w namiocie to spałam ostatni raz chyba z 10 lat temu :D jestem typem 'wygodnika' i jak gdzieś jadę to wolę spać w łóżku i mieć normalną łazienkę :D No ale na campie jestem po to żeby próbować nowych rzeczy! Także rozbiliśmy nasz namiot. Polish team składający się z 3 dziewczyn spał w namiocie dwuosobowym - a co tam! Raz na jakiś czas można być tortillą xD Na początku mieliśmy parę gier - zupełnie jak w szkole :D Staff trenuje je po to, żeby można było zabawiać dzieciaki, które przyjadą. Najpierw dobieranie się w pary, gdzie jedna z osób ma zasłonięte oczy, a druga ją prowadzi do danego drzewa i ta pierwsza musi tak to drzewo 'wymacać' żeby po powrocie wiedzieć, które drzewo było jej. Mój Jessy zgadł od razu! :D Potem gra polegająca na pytaniach i robieniu kroków do przodu jeśli jest się na tak. Moje pytanie czy lubisz jedzenie z kuchni Mowglis zebrało oklaski i same kroki do przodu xD juhuuu haha :D Następnie wzięliśmy się za przyrządzanie obiadu, oglądaniu jak jeden środek chemiczny powoduje zabicie wszystkich bakterii w wodzie pobranej ze źródła, relaksowaniu się, rozmawianiu i uczeniu Amerykanów brzydkich słów po polsku :D Dla mnie jest to niesamowicie śmieszne, a zarazem słodkie jak oni łamią sobie język próbując mówić w naszym języku - ale doceniam to niesamowicie! :D Wieczorem zrobiliśmy ognisko i robiliśmy pianki z ogniska :D Mówiąc szczerze z ogniska konsumowałam ją pierwszy raz i zasłodziłam się strasznie xD Stwierdziłam, że już raczej drugi raz jej nie zjem haha :D Jakoś po 23 nasz namiot poszedł spać. Każdy w sumie liczył na burzę w nocy, ale jej nie było :O Mi się za to śniła :D Następnego dnia czyli dzisiaj :D Mam wolne! Pierwszy raz odkąd tu jestem dzień totalnie wolny, gdzie mogę tylko patrzeć jak szykują jedzenie dla mnie, a nie szykować jedzenie dla nich :D Dziewczyny też miały wolne przedpołudnie więc udałyśmy się nad jezioro poopalać i porobić zdjęcia. Pogoda jest przepiękna! :) U Was już noc, a my jeszcze trochę pokorzystamy z wolnego czasu :D BUZIAKI :**
Subskrybuj:
Posty (Atom)