sobota, 13 czerwca 2015

summer camp? let's do it!

Hejo hejo hejo! Zaczynamy nowy, całkiem inny cykl na blogu :D Ale spokojnie, stylóweczki wrócą na jesień :) Teraz chciałabym się skupić - w miarę możliwości czasowych i pamięciowych na pisaniu relacji z moich wakacji w USA. Jestem w Ameryce po raz pierwszy, więc wszystko co tu widzę, co jest dla mnie nowe jest wow :D
Swoją podróż zaczęłam w czwartek po godzinie 13. Oczywiście nie mogło obyć się bez żadnych komplikacji - pękła rączka od nowej walizki i na szybkiego trzeba było jeździć, szukać, kupić, a na końcu przepakowywać bagaż. Z rodzinnego miasta udałam się do Szczecina skąd po 16 odjeżdżał pociąg na Warszawę. Dobrze, że był ze mną tata i wszystkie bagaże wniósł do mojego przedziału. Nigdy wcześniej nie podróżowałam sama z taką ilością rzeczy: walizka 23kg + plecak 7kg + torba z laptopem i milionem innych rzeczy + torebka z najważniejszymi rzeczami pod ręką + poduszeczka do spania xD W stolicy na szczęście też czekała na mnie pomoc :D ( dziękuję Ina! :* ) Po zostawieniu bagaży udałyśmy się nad Wisłę, żeby jeszcze przez te ostatnie godziny w Polsce troszkę się porelaksować. W nocy wróciłyśmy do domu, więc tylko kąpiel, taksówka i w drogę! :D Na Okęciu byłam już ok. 4 rano, gdzie czekał Paweł. Zawsze to raźniej z kimś oczekiwać na samolot. Nie nudziliśmy się - ja swoim bacznym okiem wypatrywałam same sławne osobistości xD Stopniowo na lotnisko zaczęła docierać reszta podróżników i tak ekipą 7 osób udaliśmy się do odprawy. Och tego nie wspominam mile. Jak zwykle piszczałam na bramce, musiałam wyładowywać całą elektronikę z toreb i ogółem brakowało mi rąk. Dobrze, że Sylwia była koło mnie i pomagała :D Niedługo później załadowaliśmy się do samolotu, który leciał do Frankfurtu. Lot minął bardzo szybko. I taka jedna uwaga - nie pijcie soku pomarańczowego podczas lądowania :D Po wylądowaniu dotarliśmy na jedno z największych lotnisk w Europie i zaczęliśmy poszukiwać miejsca, z którego odlatuje nasz samolot do Ameryki. Gdy już to zrobiliśmy, mieliśmy 4 godziny na przesiadkę, więc poszłam z Sylwią na śniadanie i niemieckie piwo :D Po 12 poszliśmy załadować się do naszego 'jumbojeta'. Dobrze, że wcześniej z Sylwią zrobiłyśmy sobie miejsca obok siebie to zawsze we dwójkę raźniej :D W samolocie zajęłyśmy miejsca w klasie ekonomicznej. Od razu zapoznałyśmy się z kolegą obok. Jak się okazało Maxem, który wracał od rodziny z Niemiec do swojego kraju. W samolocie jak to w samolocie - było wesoło. Trochę gadania, trochę spania, trochę picia wina, trochę robienia zdjęć. Jednak nam najbardziej podobało się obserwowanie telewizorka i mapy świata z naszym aktualnym położeniem, a także widok z kamery samolotu ulokowanej pod pokładem i na przodzie, który przekazywał obraz na żywo. Jednak największą bekę sprawiło mi używanie facebooka na pokładzie i pisanie 'z nieba' do ludzi :D Max miał wykupiony internet pokładowy, więc trzeba było to wykorzystać :) 8 godzinny lot minął nam dość szybko. Po wylądowaniu na amerykańskiej ziemi wciąż nie docierało do mnie gdzie ja jestem i co ja wyprawiam :D
Tam czekała na nas jeszcze rozmowa z oficerem. Akurat trafiła nam się mała kolejka, ale po nas już się zebrało dużo ludzi, więc współczuję im oczekiwania. No a po rozmowie? Można iść po walizkę i w dalszą drogę! Z lotniska miał odebrać mnie Jason. Trochę musiałam na niego poczekać, bo nie dogadaliśmy dokładnego miejsca, gdzie się spotykamy. W końcu po pierwszym zapoznaniu, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w dalszą drogę. Ponad godzinę zajęło nam wyjechanie z samego Bostonu, bo co chwilę tylko 'traffic' i 'traffic' :D Ja w tym czasie mogłam na spokojnie robić zdjęcia czy kręcić filmiki. Jechaliśmy ok 3 godzin. Trzymałam się dzielnie obserwując ruchliwą autostradę, jarając się amerykańskimi ciężarówkami czy widokiem typowego, żółtego autobusu szkolnego :D W końcu nie wytrzymałam i pod koniec podróży udałam się na drzemkę. 30 godzin bez snu robi swoje :) Przed samym campem Jason mnie obudził, bo chciałam nagrać filmik jak wjeżdżamy :D
Na campie jeszcze obozowiczów nie ma, więc było cicho i spokojnie. W około szum drzew i zapach drewna. Baaaardzo fajne miejsce! Zaraz przyszedł do mnie Nick - dyrektor campu. Przywitaliśmy się oraz pokazał mi mój pokój. Mówiąc szczerze na początku trochę obawiałam się, że będę miała jakiś drewniany, zimny pokój do spania, gdzie pająki będą śmigały z każdej strony :D Jednak się myliłam i dostałam ekstra miejscówkę, z dużym łóżkiem, szafeczkami, łazienką i tajnym przejściem do kuchni - miejsca gdzie będę pracować przez najbliższe kilkadziesiąt dni :) Po rozpakowaniu wszystkich bagażu połączyłam się przez chwilę przez WIFI i dosłownie padłam ze zmęczenia! Teraz już jestem wyspana bo u mnie jest po 11 rano, a u Was już popołudnie :D Mam nadzieję, że post Was nie zanudził i będziecie tutaj równie często zaglądać :D GREETINGS FROM USA! XOXO


















4 komentarze:

  1. Boże, jak ja Ci zazdroszczę. Dodawaj posty tak często, jak będziesz mogła <3 cudownych wrażeń!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mnie jeszcze nie dociera to, że jestem w Ameryce! :O dopiero jak rozmawiam z kimś z Polski i ktoś mi mówi godzinę, a tu aż 6h różnicy to wtedy to sobie uświadamiam xD

      Usuń
  2. hej Olu, gratuluję wspaniałej podróży do USA (najbardziej zazdroszczę Ci wizyty w parkach narodowych :D), naprawdę wielki szacun, jeżeli miałabyś chęć udzielić mi jakichkolwiek informacji na temat organizacji wyjazdu byłabym wdzięczna, pozdrowienia z Trzebiatowa

    OdpowiedzUsuń
  3. hej Olu, gratuluję wspaniałej podróży do USA (najbardziej zazdroszczę Ci wizyty w parkach narodowych :D), naprawdę wielki szacun, jeżeli miałabyś chęć udzielić mi jakichkolwiek informacji na temat organizacji wyjazdu byłabym wdzięczna, pozdrowienia z Trzebiatowa

    (mój e-mail: mariataxodium.distichum@gmail.com)

    OdpowiedzUsuń