sobota, 5 września 2015

podróżowanie po USA - część druga

Korzystając z dobrego wifi postanowiłam napisać Wam kolejnego posta z relacją z poprzednich dni :) Teraz mamy dość 'spontaniczny' okres, gdzie nie wiemy dokładnie co będziemy robić i gdzie będziemy spać :D Ale spokojnie! Wszystko da radę ogarnąć :)
Po zdobyciu Wielkiego Kanionu udaliśmy się w podróż do Doliny Śmierci. Miejsca gdzie została odnotowana najwyższa temperatura na świecie: 56.7 stopnia. Rano było jeszcze całkiem przyjemnie. Słońce świeciło, a na wyższych partiach terenu był wiatr. Na górze spotkaliśmy grupkę Polaków z Warszawy i przegadaliśmy z nimi z pół godziny. Opowiadali jak i za co dostali pierwszy mandat, więc teraz bardziej zaczęliśmy uważać na ich przepisy, aby nie zbiednieć o minimum 120 dolców :D Z każdą kolejną minutą robiło się coraz cieplej. Dobrze, że w amerykańskich parkach narodowych porusza się samochodem i zatrzymujesz się tylko na wybranych punktach, bo gdybyśmy mieli w takiej temperaturze chodzić to byśmy chyba spłonęli :D Po sprawdzeniu okazało się, że jest prawie 43 stopnie :) W dolinie śmierci zobaczyliśmy między innymi pustynię solną oraz jeden z najniższych punktów na świecie - 83 metry pod poziomem morza. Samo zwiedzanie nie zajęło nam dużo czasu, więc mogliśmy udać się w stronę Los Angeles. Byliśmy tam ok 19, ale pokonanie STRASZNYCH dróg wjazdowych do miasta spowodowało lekkie opóźnienie. Dlaczego te drogi są straszne? Jest 5 pasów, auta zapierdzielają ile wlezie i musisz mieć oczy dookoła głowy, bo nie wiadomo kiedy ktoś w ciebie wjedzie, albo Ty nie zdążysz wyhamować. Na szczęście nam udało się pokonać te trasy kilka razy bez żadnej kolizji z czego jestem bardzo zadowolona :D Po dotarciu do motelu - w dzielnicy meksykańskiej :D Szybko się odświeżyliśmy i pojechaliśmy na punkt widokowy znajdujący się w obserwatorium, z którego roztaczał się świetny widok na nocną panoramę Los Angeles. Zauważyliśmy również słynny napis Hollywood i tu pierwszy zawód! Myślałam, że napis jest podświetlony nocą :< Kolejnego dnia pojechaliśmy do muzeum a potem do centrum przejść się słynną aleją gwiazd. W muzeum zobaczyliśmy słynny prom kosmiczny Endeavour, kilka wystaw pokazujących różne ekosystemy na świecie, a także można było dotknąć rozgwiazdy :D Tym zajarałam się najbardziej, bo nigdy wcześnie nie mogłam tego doświadczyć :) Myślałam, że rozgwiazdy są mięciutkie a tu bach! Twarda i szorstka :D A co do samej alei gwiazd? Podobała mi się bardzo! Jednak szybkie tempo zwiedzania spowodowało, że nie zobaczyłam wszystkiego tak dokładnie jak chciałam :( Największe tłumy zebrała gwiazda Michaela Jacksona :D Również przy alei gwiazd znajdował się mega sklep z pamiątkami! Było tam dosłownie wszystko co Chińczyk mógł wyprodukować! Kubki, banery, ubrania, sztuczne Oscary:D Głowa bolała od tych wszystkich suwenirów. Kolejnym celem wycieczki były zdjęcia pod napisem Hollywood. Napis jest dość dobrze widoczny z wielu miejsc w LA, ale znaleźć te idealne było ciężko :D My zdecydowaliśmy się na ulice Canyon Drive 3000. Trochę czasu nam tam zeszło i nie zdążyliśmy spokojnie zwiedzić Beverly Hills, wielkich domów gwiazd, a słynną Rodeo Drive tylko się przejechaliśmy. Oczywiście oczy świeciły mi się jak pięciozłotówki, gdy widziałam te wszystkie butiki i pięknie ubrane kobiety <3 Następnie pojechaliśmy na plażę Santa Monica, gdzie nie zdążyliśmy na zachód słońca xD Ale to nie przeszkodziły w zrobieniu zdjęć i moczeniu nóg w ciepłym oceanie :) Spędziliśmy tam chyba ze 3 godziny spacerując wzdłuż wody i obserwując samoloty podchodzące do lądowania i startujące. W pewnym momencie było ich aż 8 w pobliżu siebie.
Jak spędziliśmy kolejny dzień w Los Angeles? Universal Studio Hollywood! Mega polecam! Warte wydania tych 100 dolarów, bo jest to coś czego w Polsce nie ma i za pewne nigdy nie będzie xD Wszędzie kolorowo, klimatycznie, kolejki, restauracje, sklepiki, pokazy. Podobno są takie dni, że są mega kolejki i można zobaczyć tylko kilka atrakcji. Nam udało się zaliczyć wszystkie <3 Symulator Transformersów w 3d, kolejka Jurrasic Park, kolejka inspirowana filmem Mumia, kolejki z Minionkami czy Simpsonami. Pokaz na wodzie, pokaz Shreka w 4d, pokaz efektów specjalnych czy zwierzęta aktorzy :D Wrażenia nie do opisania :D Był też przejazd specjalnym autobusikiem przez studia filmowe, gdzie kręcono między innymi King Konga czy Grinch świąt nie będzie. Dodatkowo symulator wyścigu rodem z Szybkich i wściekłych, pokaz sztucznej burzy, powodzi, czy po prostu opuszczone miasteczko, które udaje Nowy Jork :D Jedyne na czym się bardzo mocno zawiodłam, bo był to najważniejszy punkt wycieczki jak dla mnie, to że tak słabo zobaczyliśmy słynne makiety domów z Wisteria Lane. Kto oglądał 'Gotowe na wszystko' ten wie o co chodzi :D Jednak mimo tego zawodu będę Universal Studio polecać każdemu! Kolejny dzień - czyli dzisiaj rozpoczął się wyjazdem z Los Angeles i udaniem się na trasę nr 1. Słynna z powodu przepięknych widoków, klifów i tego, że ciągnie się wzdłuż oceanu. Oczywiście musieliśmy się zatrzymać, by się w nim wykąpać. Jednak ja czułam się dość nie pewnie, bo nie dość, że były duże fale, to na dodatek duże prądy. Fala cię uderzyła, a za chwile zabierała z powrotem w głąb morza :D Brrrr! Nie będę wspominać o tym, że pod wpływem siły fal zmieszanych z piaskiem z dna, mieliśmy ten piasek dosłownie wszędzie xD Przebieranie się w samochodzie też nie należało do najwygodniejszych, no ale dałam radę. Później zasnęłam w samochodzie i obudziłam się, gdy byliśmy w małej, malowniczej miejscowości o nazwie Pismo Beach. Przeszliśmy się na molo, poszliśmy na obiad, znaleźliśmy nocleg i 9 dzień podróży minął :D

































































































































































































































1 komentarz:

  1. SUPER sexy! love to see you in rajstopy <3<3
    if you like retro games, then visit snesscans.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń