czwartek, 3 września 2015

podróżowanie po USA - część pierwsza


W ubiegły czwartek w końcu nadszedł dzień, gdzie mogłam opuścić campa i ruszyć na wojaże po Ameryce. Niestety dużym błędem było mega imprezowanie dnia wcześniejszego, ponieważ praktycznie cały pierwszy dzień podróżowania umierałam. Nie wyspałam się, było mega gorąco no i kac męczył. Po 8 rano opuściłam campa i udaliśmy się do Bostonu. Po dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Mój camp nie był daleko od Bostonu, ale nigdy nie było okazji żeby się tam wybrać. W końcu po dwóch miesiącach życia w ‘dziczy’ można było zobaczyć prawdziwą Amerykę J Boston mi się bardzo podobał. Było w nim dużo studentów czy biznesmenów poubieranych w najlepse garnitury :D Miło się patrzyło na ten obrazek. Pochodziliśmy trochę po centrum, porobiliśmy zdjęcia i nagrałam filmik wzorowany na Mariuszu Max Kolonko :D Później pojechaliśmy na Harvard. Trochę inaczej sobie wyobrażałam tą najsłynniejsza uczelnie J Zbliżał się również czas mojego odlotu , więc udaliśmy się na lotnisko. Tam jak zawsze moja walizka okazała się być zbyt ciężką, więc musiałam trochę rzeczy wypakować :D Ostatnie pożegnanie ze znajomymi i można było iść do odprawy. Trochę się stresowałam, bo leciałam całkowicie sama ale było dobrze :D Nawet nie trzepali tak elektroniki jak na Okęciu J Jako, że praktycznie cały dzień na kacu nie mogłam w siebie nic wcisnąć to poszłam w końcu zakupić „pierwze” śniadanie no i było to chyba najdroższe śniadanie w moim życiu xD Kanapka, sałatka owocowa i woda mineralna wyniosły mnie całe 14 dolców L Gdy już trafiłam na swoją bramkę to miałam cwilę wolnego, więć można było sprawdzić Internet czy porozmawiać z rodzicami na skypie. Po krótkiej chwili można było zajmować miejsca w samolocie i ruszać w pierwszy etap podróży do Detroit. Zdziwiłam się trochę, bo w samolocie było kompletna cisza :D Nikt nie rozmawiał xD Założyłam sobie słuchawki, zjadłam i oglądałam widoki. Po wylądowaniu w Detroit miałam godzinę czasu na odnalezienie kolejnego samolotu, który zabierze mnie do Vegas. Co do lotnisk to Amerykanie mają JE ‘ na bogato” :D Praktycznie cały lot leżałam z zamkniętymi oczami, słuchając muzyki, ale przez jakieś 40minut obserwowałam burzę :D Pioruny waliły niesamowicie no i błyskało się co chwile. Dobrze, że w nasz samolot nie uderzyło :D Po cofnięciu kolejnych 3 godzin na zegarze wylądowaliśmy ok. 21 w Vegas. Nie byłabym sobśą gdyby coś poszło nie tak, więc zgubiłam się xD nie wiem jakim cudem znalazłam się na terminalu nr 3 podczas gdy moja walizka czekała na terminalu nr 1. No ale koniec języka za przewodnika, popytałam o drogę i trafiłam we właściwe miejsce. Wychodząc z lotniska na busa uderzyło we mnie totalnie gorące powietrze. Było po 22 a termometr wskazywał 38 stopni. Witamy na pustyni Vegas :D Dotarłam do naszej ‘noclegowni’ i tutaj kolejny fail bo okazało się, że Rafał się pomylił i zamiast zarezerwować nasz hotel, zarezerwował motel niedaleko pierwszego hotelu xD Motel też był całkiem spoko. Ciepła woda, wygodne łóżko, niedaleko do centrum, tylko że wifi w naszym pokoju nie działało. No ale dało się przeżyć. Po odświeżeniu się ( 16 godzin na nogach! ) poszliśmy na miasto, ale długo tam nie posiedzieliśmy bo zmęczenie już dawało nam się we znaki. Jak wróciliśmy do hotelu, padliśmy spać i obudziliśmy się przed 12 następnego dnia.
Tym razem udaliśmy się na dłuższy trip po głównej ulicy Las Vegas potocznie nazywanej Strip. Znajdują się na niej przede wszystkim hotele, sklepy czy restauracje. Co jak co, hotele ale robią wrażenie swoją obfitością. Jeden hotel wyglądający jak piramida w Egipcie, drugi kompleks wzorowany na Nowym Jorku i Paryżu, kolejny luksusowy hotel Bellagio z fontannami wystrzelającymi w rytm muzyki ( prawie jak w Dubaju :D ) Byliśmy w środku a tam kolorowe ‘oceanarium’ butiki Chanel czy Dior – no i oczywiście wszystko czynne całą dobę, więc prosto z imprezy możesz sobie iść kupić nową garderobę :D Kolejny Słynny Ceasers Palace gdzie kręcili komedię Kac Vegas’ :D Nie musze mówić, że każdy z tych hoteli posiada swoje, często bardzo ogromne kasyno, w którym migota milion światełek i brzeczą monety :D Ja sama zagrałam za dolara, ale niestety z fortuną do kraju nie wrócę :D Następnie odwiedziliśmy hotel Venetian wzorowany na Wenecji, gdzie znajdował się kompleks sklepów ulokowanych w takich niby kamieniczkach, pośrodku płynęła rzeka gdzie mogłaś popłynąć gondolą, a na suficie miałaś podświetlane niebo, więc nawet będąc tam o północy miałam wrażenie, że jest środek dnia :D Z centrum miasta udaliśmy się na starszą część Las Vegas – fRemont. Fakt nie była ona już tak bardzo bogata jednak wciąż był klimat Vegas. Wszechobecne neony, świetłka, hotele i sklepy. Widzieliśmy również bardzo kaplic gdzie można wziąć ślu by, jednak było ciemno w środku, więc chyba nikt się nie zdecydował na tai krok :D Tam udaliśmy się na świetlny pokaz w tunelu i na piwo J Tak minął kolejny dzień w Vegas. Następnego dnia było ogarnięcie i wypożyczenie auta. Ola boga jednak nie jest to taka łatwa sprawa jak się wydaje :D Oczywiście jakby się miało nieograniczoną sumę $$$ to można robić, co się chce, a tak to niestety trzeba dzielić koszta J W końcu udało nam się wypożyczyć ładnego, białego Hyundaya. Trzeba było wybrać się na jazdę próbną – cel wycieczki Las Vegas sign nocą i jakieś zakupy. Sam znak? W rzeczywistości myślałam, że jest większy :D Dużo ludzi stojących w kolejce by zrobić sobie z nim zdjęcie, co chwila tylko podjeżdżały jakieś vany czy limuzyny z imprezowiczami chętnymi do uwiecznienia siebie na zdjęciu :D Limuzyny, albo długie hummery to widok całkiem normalny w Vegas. Kiedyś tam przyjadę znów i tak zaimprezuje :D Potem już tylko pakowanie, bo następnego dnia z samego rana czekał nas wyjazd w kolejny punkt podróży. Jednak przed opuszczeniem Las Vegas udaliśmy się jeszcze raz pod znak tym razem za dnia i o tej porze podoba mi się zdecydowanie bardziej :D Byliśmy tam po 7 rano, więc cisza, spokój, oprócz nas tylko kilka innych osób – w tym Polacy. Las Vegas sign jest umiejscowiony przy lotnisku, więc jarałam się startującymi samolotami :D Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko ich na niebie :D


Kolejny cel? Wielki Kanion. Jedno z piękniejszych miejsc na ziemii ( tak słyszałam :D ) ale po dordze jeszcze zahaczyliśmy o zaporę Hoover Dam. Spędziliśmy tam chyba z 40 minut a zdążyliśmy się zgrzać na maxa. Było chyba z 50stopni :D Po zwiedzeniu i zrobieniu zdjęć wróciliśmy powrotem do auta i pojechaliśmy na Wielki Kanion. Droga była niesamowita. Wszędzie góry i naprawdę nie można było odwrócić wzroku odtych wszystkich widoków J Robiliśmy zdjęcia z auta jak typowi japońscy, a nie polscy turyści :D Po dotarciu do parku narodowego kupiliśmy sobie wejściówkę ważną przez rok czasu i umożliwiającą wejście do wszystkich parków narodowych na terenie USA. Po drodze pogoda się trochę popsula – z trzech stron otaczały nas burzowe chmury a temperatura wynosiła ok. 20 stopni. Zdążyliśmy obejrzeć kanion z kilku punktów widokowych, ale nie byliśmy w pełni zadowolenii, bo btyło pochmurno, zimno i mgliście. Jednak Kanion robi naprawdę WIEEEELKI wrażenie. Jest piękny, a zarazem przerażający, Ta wysokość i cisza w około. Brr :D Nie chciałam tak szarżować chodząć po kamieniach, bo znając moje szczęście bym się gdzieś potknęła i by była śmierć w Kanionie :D Byliśmy tam do zachodu słońca – z jednej strony niebo pomarańczowe, a z drugiej szare i z tęczą oraz uderzającymi piorunami :D Bardzo szybko robiło się ciemno. Wracając ok. 20 było tak jak w środku nocy a na dodatek złapała nas gigantyczna burza. Nie znosze burzy, więc się bałam. Pioruny uderzały chyba co sekundę, a deszcz w pewnym momencie tak walił w szybę, że nie było widać nic po drodzę i jechaliśmy z 10km na godzinę. Na szczęscie udało nam się dojechać cało i zdrowo do motelu, gdzie zjedliśmy i poszliśmy spać. Kolejny dzień i kolejna wycieczka na Kanion. Tym razem na samym początku było całkiem ładnie i z umiarkowaną temperaturą. Potem znów pogoda się spsuła i deszcz nas pogonił J Ale co zobaczyliśmy to nasze!






















































































































































































































































5 komentarzy:

  1. Wspaniałe zdjęcia ! Przenioslam się do przeszłości - zwiedzałam "te strony" w 98 roku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe zdjęcia ! Przeniosłam się dzięki nim do przeszłości - zwiedzałam "te strony" w 98 roku, mając 17 lat :) Niezapomniane wrażenia !

    OdpowiedzUsuń