czwartek, 29 grudnia 2016

koniec roku

Witajcie po dość długiej przerwie :) Zazwyczaj w okresie jesienno - zimowym mniej się tutaj dzieje, ale za parę dni kończy się stary rok i zaczyna się nowy, a co za tym idzie dni będą coraz dłuższe, coraz cieplejsze i będzie można robić więcej odkrytych stylówek :)
Odkąd przeprowadziłam się do stolicy rzadziej bywam w domu rodzinnym, a jak już jestem to chcę ten czas wykorzystać na maxa. To już nie Szczecin, gdzie mogłam sobie spontanicznie wsiąść w prawie każdy środek transportu, bo i tak wiedziałam, że dojadę do moich Gryfic :D Teraz trzeba kupować bilety z wyprzedzeniem, planować sobie dłuższy okres wolnego i robić tak żeby wszystkim pasowały terminy:D
Grudzień to miesiąc intensywnych przygotowań. Najpierw święta - spokojny czas spędzony z rodziną. Chociaż po zrobieniu rozeznania i posłuchania znajomych, to stwierdzam, że większość polskich rodzin święta spędza tak samo: jemy, pijemy, biesiadujemy, rozmawiamy, kłócimy się, oglądamy Kevina, długo śpimy i tak przez 3 dni :D Mi te kilka dni zleciało tak, że nawet nie zdążyłam się obejrzeć, a już musiałam pakować walizkę na powrót. Miałam też porobić więcej zdjęć, ale głupi deszcz jak zwykle popsuł plany :< Mam nadzieję, że Wasze święta minęły w fantastycznej atmosferze, a Wy sami już nie możecie się doczekać Sylwestra. Ten jedyny dzień w roku, gdzie w bloku muzyka może grać bardzo głośno całą noc i nikt nie będzie miał o to pretensji :D My dziewczyny szykujemy najlepsze kiecki, mężczyźni obliczają czy odpowiednia ilość alkoholu starczy im na całą noc no i jest jeden wielki szał! :D Ciekawa jestem czy macie jakieś postanowienia noworoczne i czy uda Wam się je zrealizować - ja jak zawsze, 1 stycznia wejdę ze słowamisłowami: "Tym razem to naprawdę będzie mój rok!" :D

Poniżej przesyłam Wam wigilijny zestaw ( śmieję się, że ta sukienka to jak ślubna :D Kupiłam ją w maju, za całe 3 funty na przecenie i leżała w sumie w szafie - aż do Wigilii, gdzie postanowiłam, że będę elegancka, a co mi tam! :D )

Wam chciałabym życzyć szampańskiego sylwestra, świetnej zabawy, braku kaca następnego dnia i samych wspaniałości w 2017!
HAPPY NEW YEAR!










poniedziałek, 14 listopada 2016

co z tą dorosłością?

Przede wszystkim cześć wszystkim! :) Dawno nie było tutaj nic nowego, ale zawsze jesienią jest u mnie brak motywacji, brak czasu na robienie fajnych zdjęć - w tym przypadku ani pogoda ani czas nie pomagają, bo jak kończę pracę to jest już całkowicie ciemno. Większość dni to pewien rytuał:
praca, załatwianie spraw na mieście, sprzątanie w mieszkaniu z równoczesnym czekaniem na pranie i robieniem obiadu. Czy ja jestem kurą domową? Przecież nawet nie mam męża i dzieci! :D Gdzie ta młodość? Gdzie te szaleństwa? No właśnie. Dorosłość jest do kitu. Sam musisz o siebie zadbać, kontrolować terminowe płacenie rachunków, pilnować na bieżąco czy masz co do gara włożyć i czym włosy umyć. Kiedyś to było fajnie - praktycznie o wszystko dbała mamusia czy tatuś a Ty się miałaś tylko uczyć ( a i tak były o to wojny haha :D ) To była bezstroska... Tylko teraz to rodzice odpoczywają od dzieci, a ty zapieprzasz :D Jest już połowa listopada i zaczynam pomału zastanawiać się jaki był ten rok. Wiecie, takie małe podsumowania :) Następuję też małe planowanie co będzie w następnym roku i jaka ja będę mając o jedną wiosnę więcej. Jak ktoś interesuje się znakami zodiaku to wie, że 'bliżniaki' długo w miejscu nie usiedzą. No i tak wygląda moje życie - zdecyduje się na wyjście A po to by zastanawiać się czy dobrze zrobiłam i czy nie powinnam wybrać wyjścia B. Świat jest tak ogromny, jest tyle świetnych miejsc do zobaczenia i rzeczy do zrobienia i zastanawiam się czy lepiej jest mieć ustabilizowane życie czy szaleć. Wiadomo wszystko ma swoje plusy i minusy i w takich sytuacjach zawsze sobie powtarzam taką jakże prawdziwą mantrę:

                          pracujesz i masz kasę? nie masz kiedy jeździć dookoła świata.
                          nie pracujesz i masz pełno czasu żeby okrążyć kulę ziemską? nie masz kasy.

I tak w kółko :D Tylko muzyka i Twoje ulubione kawałki przenoszą Cię w miejsca, w których chciałabyś być. Takim sposobem w przeciągu 15 minut możesz choć na chwilę wrócić do Nowego Jorku razem z Frankiem Sinatrą, popatrzeć na najwyższy budynek świata u boku Rasheda Al Mayeda czy cofnąć się do wcześniejszych, polskich lat razem z Anną Jantar. A to wszystko zależy od możliwości Twojej wyobraźni :D U mnie ona właśnie działa na maksa. Pomimo, że mieszkam w stolicy kraju i właśnie w tym momencie dzieję się wiele wydarzeń, na których mogłabym być, to ja siedzę sobie w kuchni, na wpół nago ze związanymi włosami, zmytym makijażem i właśnie w tym momencie czuję się taka najbardziej prawdziwa :D Wrzucę Wam też kilka swoich zdjęć żebyście nie zapomnieli jak wyglądam, a sama wyszykuję się do mycia - w końcu zaraz dwudziesta!!! :D Nie no a na poważnie to lecę obejrzeć pod kołderką towarzyski mecz polskiej kadry,

Zamiast celebrytki mam życie emerytki! :D 

PS. Tak wiem, że praktycznie każde ujęcie jest takie samo, ale chciałam pokazać stylóweczki :) A no i mam teraz fazę na tą sznurówkę na szyi, więc noszę ją parę razy w tygodniu. Wybaczcie :*









niedziela, 9 października 2016

match day

Jak to się stało? Kiedy to się zaczęło? Jak sobie przypomnę to równe 10 lat temu :) Byłam wtedy czternastolatką z gimnazjum :D Mundial w Niemczech, klasycznie mecz pomiędzy Polską a Niemcami i bramka rywali wpadająca w ostatniej minucie meczu do siatki bronionej przez Boruca. To wtedy był ten moment, że mimo przegranej poczułam to coś na temat reprezentacyjnej piłki nożnej.

Pierwszy mecz na poważnie, na stadionie miałam okazję oglądać już rok później. Polska - Azerbejdźan wygrany przez nas 5 do 0 :D No dobra, może przeciwnik nie był wysokiej rangi, ale samo przeżycie i ogromna frajda bycia na takim widowisku jest niezapomniana. Pamiętam, że mecz odbywał się jeszcze na starym stadionie Legii. Pamiętam tą podróż przez całą noc autobusem z Gryfic do Warszawy, żeby potem w zimny, deszczowy dzień marca stać ok. 2h pod warszawskim Sheratonem i czekać na przyjazd piłkarzy. No i warto było! Udało się zrobić trochę zdjęć z reprezentantami. Żurawski, Bąk, Krzynówek, Boruc, Kuszczak, Matusiak, Jeleń, Bosacki, Boruc i dopiero co zaczynający karierę Kuba Błaszczykowski. Pamiętam jaki później był lans w gimnazjum hahaha :D Wywołałam te zdjęcia i pokazywałam w szkole. Kolegom i nauczycielom. Taka podjarana byłam :D
Kolejny mecz był na Stadionie Śląskim - Polska vs. Dania. Nie wiem jak to się stało, ale po spotkaniu udało nam się wejść w różne miejsca. Murawa, ławka rezerwowych, podziemia stadionu - tam spotkaliśmy Mateusza Borka i Romka Kołtonia :D Poźniej jeszcze raz Żurawskiego i oczywiście obowiązkowe, wspólne zdjęcia.

Kiedyś w Szczecinie wymyślili sobie mecz Polska kontra obcokrajowcy grający w polskiej lidze. Jako, że Szczecin był bardzo blisko, to nie było opcji żeby nie pojechać. Wydarzenie odbywało się na stadionie Pogoni, a stadion Pogoni jaki jest każdy widzi :D Też po raz kolejny człowiek miał farta, bo poszliśmy do hotelu, w którym piłkarze mieli odprawę przed meczem, a tam jak gdyby nigdy nic wszyscy sobie siedzą w lobby, a w około nie było NIKOGO :) To była idealna opcja do robienia sobie z nimi zdjęć :D Pamiętam jak taka gówniara przechadzałam się koło nich i zagadywałam do nich. Zrobiłam mnóstwo zdjęć, ale już trudno mi spamiętać z kim dokładnie. Pamiętam, że trenerem był wtedy Leo Benhaaker i z nim też udało się trzasnąć foto :D

Na mecze wyjazdowe nie jeździłam ze względu na koszta. Nigdy nie było na to hajsu a i oszczędzać nie potrafię. Ale wszystko przede mną! :D

Po jakimś czasie wylosowaliśmy organizację EURO 2012. Niestety nie udało się wylosować biletów na żadne spotkanie :( Przetrzepałam wtedy cały internet i wszystkie ogłoszenia tyczące się sprzedażu biletów. Czarny rynek kwitł, a średnia cena jednego biletu na mecz Polski wynosiła 2000zł. Byłoby strasznie szkoda nie pójść na żaden mecz podczas gdy taka impreza odbywa się tuż obok. Udało się kupić w miarę 'normalnej' cenie bilety od konika na mecz Chorwacja - Włochy - całe 1200zł za dwa bilety ;O No nic, tatuńcia płacił i zrobił córce prezent na 20 urodziny :D W trakcie trwania Euro 2012 właśnie reprezentacja Danii stacjonowała w bazie hotelowej w Kołobrzegu i całą rodziną byliśmy na stadionie oglądać ich sesję treningową. Nawet zrobiłam wtedy transparent na różowym brystolu z jakimiś słowami typu "powodzenia na meczu" i przetłumaczyłam przez google translate na ich język. Co jak co, ale widzieli wtedy ten napis i pomachali do nas :D

I teraz wielki powrót na mecz reprezentacji Polski! Wczoraj w domu naszej drużyny na Stadionie Narodowym. Ja dalej się jaram tym widowiskiem i w sumie nie wiem od czego zacząć :D Jeżeli będziesz kiedykolwiek miał / miała okazję być na takim wydarzeniu na żywo - IDŹ. To jest coś niesamowitego, kiedy cały stadion jest przyodziany w nasze barwy, śpiewa, kibicuje, bawi się! Człowiek sam na przemian się śmieje i cieszy, stresuje patrząc na akcje na boisku, czy ma łzy w oczach podczas śpiewania hymnu. Wczoraj na Narodowym było 56 811 ludzi :O Piękny wynik! Te skandowanie nazwisk piłkarzy, radość z goli, robienie fali czy nawet buczenie na rywala miało swój urok :) Ja bawiłam się świetnie! Nie zwracałam uwagi na lekki chłód. Jak mi było zimno to sobie trochę poskakałam :D Szkoda tylko, że w sumie więcej akcji działo się pod bramką po drugiej stronie boiska, więc trochę daleko. Ale to nic nie szkodzi, przynajmniej jeden gol Lewego wpadł do bramki przy naszym sektorze :D Mam lekko zdarte gardło a przede mną jeszcze wtorkowe spotkanie z Armenią! Już się nie mogę doczekać <3 Wam wrzucam kilka zdjęć z wczorajszego meczu. Narodowy to jest to!














niedziela, 18 września 2016

ładne oczy masz, komu je dasz? czyli jak to jest mieć duży biust.

Witam! Często gdy coś robię wpada mi pomysł na post, treść jaką chciałabym przekazać i słowa w jakie chciałabym ją obrać i myślę o tym tak intensywnie, że jak podchodzę do komputera i odpalam blogspota to nagle NIC. Wielka, czarna dziura w mojej głowie i wszystkie wcześniejsze myśli znikają w jednej chwili :D Jednakże mam nadzieję, że skoro tu wchodzicie, oglądacie i czytacie to co piszę, to jednak w jakimś stopniu jesteście zainteresowaniu tym, co chcę Wam przekazać :)
Chociaż i tak wiem, że jakaś część wchodzi tu tylko po to żeby zobaczyć zdjęcia tego 'ewenementu' jakim jest mój biust i dzisiaj chciałabym poruszyć jego temat. Napiszę jeden konkretny post i już nie będzie chciało mi się wracać do tego tematu w formie pisemnej :D

Pierwsze - standardowe pytanie: "WOOOOW! Jaki to rozmiar?"
Rozmiar nieznany :D Ile firm, tyle rozmiarów. Ile braffiterek, tyle pomysłów. Oczywiście mniej       więcej wiem w jakich rozmiarach mam szukać, ale to jak z kupowaniem ubrań. Nie będziesz             wiedziała dopóki nie przymierzysz i nie zobaczysz jak leży.

Osobiście uważam, że duży biust w codziennym życiu ma więcej minusów niż plusów ALE ja jestem już do niego tak przyzwyczajona, że nie robi mi to dużej różnicy. Pogodziłam się z tym, że Bóg obdarował mnie bardziej niż inne koleżanki :D Pokrótce postaram się Wam napisać jak to jest. Ktoś, kto bloga śledził uważnie, ten wie, że byłam parę razy w TV i że być może to co teraz powiem będzie powtórzeniem wcześniejszych wypowiedzi. Pamiętajcie jednak, że telewizja to telewizja i montuje materiał tak, żeby to im było wygodnie i żeby zwiększyć oglądalność bazując na kontrowersji :)

Jakie są plusy tych 'maleńkich pieszczoszek'? :D Bezapelacyjnie można czuć się stuprocentową kobietą. No bo co Cię wyróżni bardziej niż para pełnych piersi? Kobiety płacą fortunę żeby powiększyć biust. Jednak wydaje mi się, że zawsze będzie widać różnice pomiędzy piersiami naturalnymi a silikonowymi. Jakiekolwiek by one nie były. Osobiście nigdy nie miałam przyjemności dotknąć silikonowego biustu i zobaczyć jak to jest :D A ktoś z Was miał takie doświadczenia? Fenomen kobiecych piersi istniał na świecie od zawsze i będzie istniał na zawsze. To wszystko zostaje wyssane z mleka matki i tak z pokolenia na pokolenie :D

Rodząc się nie mamy wpływu na swój rozmiar. Dziedziczymy to gdzieś tam po mamie, po babci czy praprababci. Ja pochodzę z rodziny 'hojnie obdarzonej' bo praktycznie wszystkie najbliższe mi kobiety mają się czym pochwalić, więc od małego gdzieś tam zostałam nauczona, że duże piersi to coś zupełnie naturalnego i pewnie dlatego podchodzę do tematu tak a nie inaczej. Nie wyobrażam sobie siebie jako kobiety potocznie określanej jako 'deska'. Nawet nie potrafię sobie siebie wyobrazić z małym C. No nie mogę i już! :D Jest to tak charakterystyczna część mojego ciała, że pozwolę sobie przytoczyć mój ulubiony tekst:

- Znasz Olkę?
- Jaką Olkę?
- No tą z wielkimi cyckami.
- A to znam!

Hahahaha :D Jednakże na tym chyba wszystkie plusy się kończą. Duży biust to też spory kłopot w życiu codziennym. Wiele razy przytaczałam reakcje ludzi: a jaki rozmiar/ a naturalne czy sztuczne / a jak Ci się z nimi żyje / o Boże jakie cyce / melony/ kontenery na mleko ( wybierz co Ci najbardziej odpowiada :) ) Już się przyzwyczaiłam do tego i nie robi to na mnie większego wrażenia, ale gdy dochodzi do tego PMS i ktoś mi sypnie takim tekstem to wiązankę ma zapewnioną :D

Pierwszy minus? Trudno jest znaleźć dobrze dopasowane i fajne ubranie. Kupujesz sukienkę - wszędzie dobra tylko w cyckach za mała. Jak rozciągliwego materiału nie znajdziesz, no to nie ma bata żeby się wcisnąć.

Jak się schylić? Zrób taki challenge: wsadź dwa arbuzy pod koszulkę i schyl się pod kątem 90 stopni :D Trochę ciąży co nie? Tak się czuję :D Więc staram się żeby nic mi nigdy nie upadało na ziemię hahaha :D

Ból? Czasem się zdarzy. Głównie wtedy, gdy w ogóle miałaś ciężki dzień, siedziałaś w niewygodnej pozycji i na koniec dnia nie potrafisz się w łóżku ułożyć. Powiem Wam szczerze, że miałam dwie, czy trzy noce z rzędu, że w ogóle spać nie mogłam, bo czułam ból w całym kręgosłupie, który promieniował również na żebra i utrudniał oddychanie. Czy to przez biust? Tego nie wiem. Na chwilę obecną czuję się dobrze, więc nie będę szukać sobie chorób tam gdzie ich nie ma.

Bieganie? Najgorsze z możliwych :D Nie chcę pobić sobie okularów ani wybić zębów. Po prostu nie biegam. Poczekam sobie na następny autobus :D Od joggingu lepsze jest pływanie. Człowiek się wtedy czuje lekki jak piórko, a piersi w wodze ważą tyle co kartka papieru :)

Pocenie? Tak tak moi drodzy - duże piersi się pocą. Pod i pomiędzy, także higienę osobistą musimy utrzymywać na wysokim poziomie. :)

No i jeszcze raz wrócę do tematu ludzi i ich reakcji na Twoją osobę. Czasem są Ciebie zwyczajnie ciekawi, czasem nie traktują Cię poważnie, a czasem robią wszystko ( naprawdę różnymi sposobami ) żeby tylko zobaczyć czy pobawić się Twoim biustem na żywo :D Dlatego MY - kobiety, które mają czym oddychać musimy naprawdę uważać na to, kogo poznajemy i przeprowadzać, że tak powiem 'selekcje' już na wstępie :)

Jeżeli macie jakieś pytania to piszcie - chętnie odpowiem. Tylko błagam. Nie pytajcie jaki to rozmiar :D

PS. A tak się rozpisałam, że nie napisałam nic o poniższych zdjęciach. Jak patrzę na ten zestaw to kojarzy mi się on z latami 90tymi. Szeroka, dżinsowa katana, zawiązana chusta we włosach. Czasy dzieciństwa :D Jak następnym razem będę w domu to popatrzę czy mam jakieś zdjęcia tego jak mnie rodzice za dzieciaka ubierali :D Dżinsowa kurtka to mój bezapelacyjny hit. Kupiłam ją w lumpeksie u siebie w Gryficach za całe 5zł <3 Męska :D Ryan Gosling by nią nie pogardził!

koszulka - primark
spódnica - stradivarius
katana - esprit via lumpeks
buty - lulove.pl
chustka - storm













poniedziałek, 12 września 2016

kombinezon khaki

Witam w poniedziałek! Kolejny, intensywny tydzień przed nami. Dostałam nową pracę, więc od poniedziałku do piątku skupiam się głównie na niej. Chciałam już wcześniej napisać dla Was ten post, ale jakoś tak wyszło, że piszę z kilku dniowym opóźnieniem. Czasem mi się to zdarzy :D Jeśli chodzi o stylóweczkę, to poniżej pokażę Wam się w militarnym kombinezonie. Kombinezony z jednej strony są bardzo łatwym ubraniem - zakładasz i już masz outfit od stóp do głów na cały dzień gotowy. Problem pojawia się wtedy, kiedy musisz skorzystać z toalety. Wtedy siadasz sobie na tronie, a tak naprawdę jesteś praktycznie naga, bo cały kombinezon musisz z siebie zdjąć :D Ciężko jest być kobietą!

W dzisiejszym poście chciałabym poruszyć ( chyba już po raz kolejny ) temat facetów, współczesnego podejścia do tematu i mojego szczęścia :D Czasem sobie myślę, że powinnam zacząć pisać felietony z opisami ludzi, których do siebie przyciągam! Naprawdę byłoby co czytać :D

Posłuchajcie więc. Jak to jest? Poznajesz kogoś w lutym, ten ktoś się w Tobie zadurza totalnie i można powiedzieć, że na Ciebie czeka. Przeprowadzasz się do Warszawy i spotykasz się z nim. On zadurza się w Tobie jeszcze bardziej, wysyła miłe wiadomości itp. ale TY nie czujesz tego samego. Mówisz o tym, że to za szybko żeby wejść w związek, że chciałabyś się lepiej poznać, ale do tego człowieka to nie dociera. Zaczyna mu zależeć coraz bardziej, aż w końcu mówi, że Cię kocha. Ty niestety nie możesz odwzajemnić tych słów, no bo nie czujesz tego 'klimatu'. To jest bardzo ważna sentencja, której nie powinno się mówić, gdy nie czujemy tego samego. W momencie, kiedy ktoś mówi Ci, że Cię kocha to odnosisz wrażenie, że mimo wszystko jesteś dla tej osoby najważniejsza i będzie robił wszystko żeby Cię lepiej poznać i do siebie przekonać. Ale nie w tym przypadku :D Tutaj mówisz, że nie jesteś gotowa, chłopak mówi Ci, że nic nie szkodzi i że na Ciebie poczeka, a w międzyczasie będziesz jego najlepszą przyjaciółką, ale uwaga - DZIEŃ PÓŹNIEJ jest już w 'związku' z nową dziewczyną :D Hahaha teraz już wiem, że autentyczność jego osoby i jego słów była stuprocentowa :) Oczywiście ja zawsze tego typu ludzi niweluje ze swojego życia, bo już nie odczuwam jakiejkolwiek ochoty na kontaktowanie się. Ciekawe tylko jak długo będzie taki kochliwy :D

Kolejny agent :) Poznajesz go na mieście i rozmowa klei się cały czas, więc wymieniacie się numerami telefonów. Macie ze sobą kontakt kilka razy w tygodniu, więc postanawiacie się spotkać. Ciężko jest znaleźć dogodny termin, bo on pracuje w gastronomii, a Ty wyjechałaś w rodzinne strony. Gdy oddzwaniasz do niego - jego pierwszym pytaniem jest z kim rozmawia. EEE? Trochę się zdziwiłam, ale OK. Okazało się, że koledze zepsuł się telefon i biedaczek potracił wszystkie numery. Koniec końców dowiedział się, że numer należy do Olki i postanowił go sobie zapisać. Po paru dniach znów się zdzwaniamy, rozmawiamy a agent mówi: 'wiesz słuchaj... Nie bądź zła, ale mogłabyś powiedzieć jak masz na imię, bo zapomniałem?' Serio?! Parsknęłam śmiechem, ale koniec końców imię podałam. W końcu OLA to tylko trzy litery, a to ogromna ilość do zapamiętania :D No i jest! Udaje się ustalić termin na wyjście do kina - poniedziałek po moim powrocie. W pierwszy dzień tygodnia, gdy już wróciłam do stolicy, to on odzywa się do mnie, a ja odpowiadam, że wyjście znowu nie wypaliło, a ten wielce zdziwiony, bo uwaga! Pomyliły mu się poniedziałki :D No zakręcony totalnie! Potem spotkałam go w klubie, gdzie obracał kilka dziewczyn naraz. Belmondo nie ma co. Ale takim po raz kolejny dziękujemy. Męskim dziwkom mówimy nie :)

Następny, którego uważasz / uważałaś za przyjaciela. Gadacie, gadacie, widzicie się, gadacie, gadacie nagle jeb! Cisza. Dwa miesiące. Potem znów gadacie, gadacie, widzicie się, gadacie, widzicie i znów jebut! Kolejny raz cisza, która cały czas trwa. O co chodzi? Tego chyba nie wie nikt, a cisza męczy bardziej niż powiedzenie 'Sorry ale spierdalaj. Nie chcę już się z tobą kolegować' :D

Tak naprawdę to nie rozumiem facetów i ich toku myślenia, a z miłą chęcią weszłabym w mózg jednego z nich i popróbowała rzeczy, o których śpiewała Kayah w piosence "gdybym mogła być mężczyzną jeden dzień" :D Chyba przerzucę się na dziewczyny... :D

kombinezon, buty - primark










poniedziałek, 5 września 2016

przełamuj standardy!

Dzisiejsza sesja to totalny sztos! Jestem bardzo zadowolona ze zdjęć :) Najlepsze i tak było ich robienie, ale o tym za chwilę. Na scenerię wybrałyśmy warszawskie Łazienki. Kto miał okazję tam być to wie, że to magiczne miejsce. Tak samo jak dzisiejszy outfit. Ostatni raz spódnicę tiulową miałam na sylwestra - teraz mogę powiedzieć, że się stęskniłam! :D Dobrałam do niej bandażowy top, który upolowałam w H&M za 10zł, duży naszyjnik i żeby było na tip top elegancko to ubrałam szpilki :D Rzadko jednak chodzę w szpilkach na co dzień, więc po zrobieniu zdjęć wskoczyłam w adidasy i też było dobrze! Aż mi się przypomniało jak miałam na sobie niebieską tiulówkę i różowe Conversy i tak ubrana przechadzałam się ulicami Nowego Jorku. To już rok od wakacji życia! Ach.

W tym poście chciałam napisać coś o przełamywaniu standardów. Modelką żadną nie jestem, figurę do ubierania mam ciężką - wagę zresztą też huehue :D Więc lepiej nie zaczynaj ze Stefanem, bo albo Cię udusi albo zje xD Nie no dobra. Muszę w końcu zacząć być poważna :) Będąc w Łazienkach, czyli miejscu bardzo popularnym wśród turystów i mieszkańców Warszawy ( a już w ogóle przy pięknej pogodzie, w niedzielne popołudnie były tam tłumy ) 95% spotykanych po drodze osób wpatrywało się we mnie w tej stylówie jakbym była jakiś ewenementem. Kurde może jednak jestem? :) Chyba jednak na polskich ulicach rzadko można spotkać dziewczynę plus size, ubraną w rzeczy, które teoretycznie takiej "nie przystoją". Dziewczyna, która się wygłupia, uśmiecha, robi zdjęcia, dobrze się bawi i korzysta z pięknego dnia? Ogółem jestem osobą, która nie zwraca uwagi na innych ludzi na ulicy i czasami, gdy z kimś idę to trzeba mnie szturchać i mówić 'patrz na to, patrz na tamto'. Jednakże czasami nie dało się nie zauważyć TYCH SPOJRZEŃ. A to ludzie w kawiarni wpatrują się jakby szedł jakiś Barack Obama, a to Pani robiąca mi zdjęcia, a to jakiś koleś proszący o wspólną fotkę. Nie wiem dokładnie co oni o mnie myśleli. Może robili sobie jaja, może patrzyli z politowaniem, może patrzyli z podziwem, może z uśmiechem? Jedno jest pewne! Patrzyli się z takim zaciekawieniem, że ho ho. Ogólnie było to miłe ale w pewnym momencie to aż mi głupio było od tego wszystkiego i do domu nie chciałam wracać sama haha :D Wcześniej napisałam wzmiankę o pobycie w Nowym Jorku. Właśnie tam podoba mi się mentalność ludzi. Nikt na nikogo nie zwraca uwagi. Możesz być 100% sobą - czy nosisz barwy patriotyczne, czy tiule, czy masz twarz w tatuażach, bo każdy żyje swoim życiem :)

top - h&m
spódnica - fanfaronada
naszyjnik - bershka
buty - deezee

PS. Zapraszam Was również na fanpage Doroty, która robiła mi zdjęcia. Dorota stara się o dofinansowanie wyjazdu na Kubę. Może zechcecie spełnić jej marzenie? :)
Strona Doroty