czwartek, 20 sierpnia 2015

i koniec campu! :)

Od czego by tu zacząć? Może od najważniejszej informacji, że na campie mamy teraz stoicki spokój :D Czy to dobrze? Z jednej strony tak, bo już nie trzeba pracować całymi dniami, a z drugiej strony jest tak pusto i cicho, że człowiek ma wrażenie jakby ktoś umarł. W sobotę mieliśmy ostatni obiad. Pracy było dość sporo, ale zaraz po tym polecieliśmy szybko na dół po świeczki i udaliśmy się na ostatnią mszę. Nie ma co - był klimat. Kaplica na campie, ulokowana w środku lasu, oświetlona światłem świec. Gdyby nie ilość ludzi naokoło to w życiu bym tam sama nie została :D Miejsce to tak ciche i spokojne, było zarazem przerażające. Sama msza trwała ok 40 minut. Można było posłuchać amerykańskich pieśni kościelnych i modlitw. Chłopaki robili dodatkowy klimat grając na trąbkach. Po mszy wszyscy razem poszliśmy nad wodę. Tradycją naszego campu jest puszczanie na jeziorze drewnianych łódek z zapalonymi świeczkami. W każde wakacje symbolizuje to zakończenie sezonu. Przemawiał również nasz menager i swoje wystąpienie zakończył słowami "Mowglis 2015 - we salute you!" :) Następnego dnia, w niedzielę było ostatnie wspólne śniadanie z campersami. Wszyscy byli już popakowani, ubrani w oryginalne uniformy. W powietrzu było czuć trochę napiętą atmosferę. Ja sama miałam w niedziele dzień smutasa, bo było mi przykro, że dzieci już wyjeżdżają, że być może niektórych osób już nigdy w życiu nie zobaczę i w ogóle wielki dół na temat tego czemu czas musi tak szybko przemijać :) Po śniadaniu udaliśmy się na ceremonię kończącą camp. Przedstawienie dzieci należących do poszczególnych domów, ich przemowy i piosenki. Wręczenie nagród, pogratulowania i podziękowania. Na sam koniec rozdane zostały wspólne zdjęcia i rodzice stopniowo zabierali swoje dzieci. Ja również żegnałam się ze swoimi ulubionymi campersami czy junior staffem. Smutno mi było, kiedy jeden z juniorków płakał. Nie jestem chyba przyzwyczajona do widoku męskich łez :D Potem już w takiej ciszy przygotowywaliśmy tylko posiłki dla staffu i sprzątaliśmy kuchenne zapasy. W poniedziałek był oficjalny, ostatni wspólny grill. Szefostwo nam dziękowało. Oczywiście chcą nas tutaj na drugi rok :D Jak wszystko dobrze pójdzie to już postanowiłam, że wracam, ponieważ Hawaje same się nie odwiedzą :D Wieczorem już na chilloucie ci, którzy mieli skończone 21 lat mogli napić się piwa czy szampana :) Impreza z nad wody przeniosła się potem na ognisko i było mega :D Smutki dnia poprzedniego odeszły w niepamięć. Teraz w środę i w czwartek wszyscy mieli wolne od pracy.Mieliśmy udać się do Montrealu i Bostonu. Z taką świetną organizacją pojechaliśmy nigdzie :) Mówiąc szczerze Amerykanie mają zupełnie inną mentalność niż Polacy. Gdyby to oni odwiedzili mój kraj to zrobiłabym wszystko, aby pokazać im okolicę, w której mieszkam. A tutaj? Chyba mają inną wizję podróżowania :) Dopiero wczoraj udaliśmy się też do amerykańskiego banku otworzyć konto. Trochę będzie życie na krawędzi, bo karta bankomatowa ma przyjść w przeciągu 7-10 dni, a ja za tydzień już stąd wyjeżdżam :O Mam nadzieję, że zdążą! Oprócz tego odwiedziliśmy outlet, gdzie można było znaleźć np. bluzki Donny Karan czy Calvina Kleina w cenie 10-30$ lakiery do paznokci firmy Essie czy OPI za 4-6 $. Szkoda, że my w Polsce mając mniejsze stawki godzinowe musimy tak bardzo za to przepłacać :D Po południu poszłyśmy nad jezioro, bo było ponad 30 stopni. Chciałam popływać na stojąco na desce, ale się przeliczyłam :D Myślałam, że będzie trochę łatwiej, a ciężko było mi złapać równowagę xD Jak raz złapałam to po chwili spadłam na kamień i lekko rozcięłam stopę xD I tyle było z moich sportowych wyczynów :D Jednak utwierdzam się, że najbardziej lubię uprawiać leżing hahaha :D Mój kontrakt wygasa jutro, ale nie jestem pewna czy jeszcze jutro będę musiała pracować :) W każdym razie zostaję tutaj jeszcze tydzień i szykuję się do tournee po Ameryce. Za tydzień o tej porze będę sobie śpiewać w samolocie "Vivaaaaa Laaaas Veeeegas" :D Wam zostawiam zdjęcia, a sama uciekam coś zjeść. Buziaki!!! :*

PS. Wczoraj minęły 3 lata odkąd stworzyłam to moje małe, internetowe dziecko :D Sto lat Steffanolaa! :D




























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz