wtorek, 30 czerwca 2015

if not you then who?!

Tytuł posta nawiązuje do hasła na naszym campie, które ma mówić o tym, że sobie pomagamy, sprzątamy i w ogóle tworzymy jedną wielką rodzinę :D Czas pędzi tutaj niesamowicie szybko! W czwartek pod wieczór na obiad zrobiliśmy 'pizza party' i przyrządziliśmy kilka rodzajów domowej pizzy. Ja skusiłam się na tę z brokułami i oczywiście hawajską :D Wieczorem, jeszcze przed przyjazdem dzieciaków postanowiliśmy spędzić trochę czasu razem i wybraliśmy się do amerykańskiego baru na karaoke :D Rzadko kiedy odwiedzam takie miejsca w Polsce, a tym razem tutaj wybawiłam się niesamowicie :D Wszyscy śpiewali i to całkiem na trzeźwo :D Nagraliśmy trochę filmików, zdjęć - jednak tylko telefonem, bo jak na złość na ten wieczór cała moja elektronika się wyładowała ;O Wróciliśmy dość późno i następnego dnia ciężko było wstać z łóżka. W piątek z kolei po przygotowaniu śniadania i lunchu zapakowaliśmy się w samochód i udaliśmy do małego miasteczka w celu wyrobienia social security number. Jakaś karta z numerem, która jest potrzebna nam do pracy :D Po drodze oglądałam góry, gładką drogę i amerykańskie ciężarówki :D Wracając na camp chciało nam się pić, więc wstąpiliśmy na stację benzynową, gdzie skusiłyśmy się na napoje herbaciane firmy Arizona. Są tutaj bardzo tanie. Ogromna puszka - 680ml to koszt aż 0,99$ :D Warto pamiętać, że w Ameryce prawie wszystko jest inne :D tzn. rozmiarówka, temperatura w F a nie C, wysokości w stopach, pojemności w galonach a odległości w milach. Można się szybko pomylić :) Po powrocie pomogłyśmy przy obiedzie - takie z nas dobre pracownice! :D A potem już tylko wolny wieczór i odliczanie przed sobotą - sądnym dniem, w którym prawie 100 chłopców zawitało na nasz camp :) Było dość pracowicie, a wieczorem na naszej stołówce było tłoczno i głośno :D Dzieciaki jak to dzieciaki, grzeczne i kulturalne. Proszę i dziękuję to słowa, których używają najczęściej w stosunku co do nas :D No i jeszcze oczywiście 'czy mogę prosić dokładkę jedzenia?' xD W niedzielę obudził nas siarczysty deszcz i 12 stopni na zewnątrz. Nawet na kuchni i stołówce było zimno :< Za to przyszły nasze koszulki - uniformy z logo campu. Sesja musiała być :) Wieczorem, jak co niedzielę robiliśmy grilla. Dzieci ustawione w kolejce po kolei brały co chciały od każdego z nas. Zaczęły od talerzyków, potem bułki, mięso, sosy, warzywa. Ja serwowałam kukurydzę i nie mogłam nie zażartować z niektórych dzieci xD Prawie płakałam ze śmiechu, gdy widziałam ich zaskoczone miny :D wszystko wyglądało mniej więcej tak:

-would you like to have a corn?
-yes, please.
-3 dollars
-????!!!

hahaha głupi humor :D Robby podzielał mój entuzjazm, podczas gdy jego sałatka ziemniaczana nie cieszyła się dużym zainteresowaniem ( ziemniaki + jajko + cebula + majonez = rewolucja :D ) Po grillu zerknęłyśmy na co wieczorny apel i zbiórkę :) Fajnie się to oglądało :) Zdjęcie w płaszczu przeciwdeszczowym jest moim ostatnim zdjęciem zrobionym telefonem gdyż umarł :( Zepsuło się wejście USB i nie mogę go naładować. Ale już nowy jest kupiony i na dniach mój kochany tata mi go wyśle :D Także mam kilku - kilkunastodniowy odwyk od telefonu :D Aż dziwnie! Wczoraj jeden z naszych kolegów obchodził 18 urodziny, dostał od nas ciasto ze świeczką, a wieczorem świętowaliśmy przy ognisku. Dziś już jestem po pracy - u mnie dopiero popołudnie :D Czeka mnie wolny wieczór i jutrzejszy - również wolny dzień! :D Mam nadzieję, że pogoda dopisze :) Wam zostawiam trochę zdjęć do obejrzenia i życzę dobrej nocy :)
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz